Marcin Janasik Marcin Janasik
1067
BLOG

Razem, ale dokąd? A właściwie - z kim?

Marcin Janasik Marcin Janasik Partia Razem Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Pozwolę sobie dorzucić swoje 3 grosze do niedawnej polemiki między Piotrem Ikonowiczem i Justyną Samolińską z Razem, odnosząc się do bardzo ważnej kwestii podniesionej przez tą ostatnią, a mianowicie skuteczności działania. Chodzi mi jednak nie o skuteczność organizacyjną, a polityczną.


Zacznijmy od truizmu - istotą partii politycznych jest dążenie do realizacji swojego programu poprzez przejęcie, czy choćby uczestniczenie we władzy. Jaki jest więc ten błyskotliwy strategiczny plan działań, który ma do tego doprowadzić? Nawet jeśli Razem ściągnie na akcję wspomniane przez Samolińską 20-30 razy więcej ludzi niż Ikonowicz i pokaże te kilka tysięcy aktywistów na raz, to co z tego, jeśli nie przełoży się to na zmiany polityczne i gospodarcze zgodne z programem partii, czy choćby mu bardzo bliskie? Rzeczywiście imponujący start osiągnięty dzięki entuzjazmowi aktywistów i poparciu neoliberalnych mediów z TVN i GW na czele chcących tuż przed wyborami urwać PiS-owi kilka punktów procentowych z mobilnego elektoratu socjalno-antyestabilishmentowego, może zostać łatwo zmarnowany i niestety obecny kierunek działania Razem (przez co mam na myśli przede wszystkim konszachty z KOD-em, o czym za chwilę) do tego prowadzi. Żeby było jasne: przed ostatnimi wyborami zarekomendowaliśmy aktywistom i sympatykom Fundacji Przebudzenie głosowanie, z braku sił anty$ystemowych, właśnie na Razem, PiS i (ostrożnie wybranych) kukizowców, czyli na ugrupowania antyoligarchiczne (zakładające możliwość istnienia „$ystemu z ludzką twarzą”, wprawdzie posiadanego przez garstkę oligarchów łupiących ludzkość, ale płacących podatki i pozbawionych władzy politycznej, nie podnoszące tak ekstremalnie ważnych dla całej planety i naszego gatunku kwestii jak abolicja zadłużeniowa, redystrybucja własności, antykonsumpcjonizm, czy, z kwestii międzynarodowych, wyzwolenie ponad miliarda więźniów chińskiego obozu pracy). Sukces Razem naprawdę leży mi na sercu.


Fundamentalne pytanie do aktywistów tej partii brzmi: naprawdę liczycie w przewidywalnym horyzoncie czasowym, powiedzmy 7-11 lat, na zwycięstwo w wyborach i samodzielny rząd? W Polsce? Skoro nawet w Hiszpanii, Włoszech, czy Grecji się to nie udaje? Zrobicie więcej akcji niż Syriza? Stworzycie lepsze struktury niż Podemos? Jak przekonacie Polaków tymi samymi hasłami, które nie działają w bardziej lewicowych, progresywnych, wyemancypowanych społeczeństwach, nie mających spadku po realnym socjalizmie i w dodatku dotkniętych masowym bezrobociem młodzieży? Kolor flagi można zmienić na jakikolwiek, tylko jak sprawicie, żeby Wasi aktywiści byli bardziej zaangażowani, bardziej aktywni, bardziej ofiarni, bardziej świadomi niż w wymienionych krajach, tworząc ruch społeczny przekładający się na te 30-40% poparcia wyborczego?


Możliwości masowego obudzenia wytresowanych (okaleczonych mentalnie w procesie socjalizacji) przez $ystem ludzi przeznaczonych do funkcji konsumpcyjno-produkcyjno-reprodukcyjnych trybików machiny do działalności obywatelskiej i pełni człowieczeństwa godnego naszej nazwy gatunkowej, czy choćby do kompulsywnego głosowania, są tak naprawdę bardzo ograniczone i na cud, nawet za kilka milionów rocznie, nie ma co liczyć. Trzeba by temu zagadnieniu poświęcić osobny tekst pt. „pseudoaktywizm” traktujący też o świadomej konsumpcji, samoświadomości i przewartościowaniu celów życiowych (choćby rozrodczych i zawodowych) narzucanych nam przez $ystem na rzecz wolnego, wszechstronnego rozkwitu połączonego z uznaniem Sprawy za priorytet (nie tylko czasowy i finansowy ale też edukacyjny). Czyli czemuś, na czym tak Ikonowicz, jak ja i wszyscy inni aktywiści anty$ystemowi i antyoligarchiczni (z prawej strony również) połamali sobie zęby, tak w Polsce, jak w innych krajach nie wyłączając Wenezueli (wszak rewolucja boliwariańska dogorywa właśnie przez strategiczną porażkę na polu świadomościowym i stylowo-życiowym, mimo kontrolowania przez lata systemu edukacji i części mediów oraz co nie mniej ważne aparatu represji, co wiele mówi o wadze problemu z jakim się borykamy), a gryźliśmy przez lata, co sił w szczękach i sercach. $ystem okazał się póki co zbyt potężny i zbyt dobrze kontroluje ludzi mentalnie, co nie zmienia faktu, że dla sił antyoligarchicznych to warunek podstawowy do zwycięstwa niezależnie od form organizacyjnych, programów, liderów itd. (oczywiście wszystkie te trzy elementy muszą współgrać, żeby aktywistów... aktywizować do budzenia kolejnych i kółko się zamyka). Jeśli w tej sferze nie nastąpi przełom, a nic go nie zapowiada (w tym warunki społeczne raczej nie będą tak złe - czyli tak dobre - jak dajmy na to w Grecji), to Wasi młodzi aktywiści zdążą skończyć studia, zacząć kariery, rozmnożyć się i odejść z wielu o wiele ważniejszych niż Sprawa powodów zanim nastąpi Wasz samodzielny rząd. Spójrzmy prawdzie w oczy: potencjał Razem bez większych zmian jakościowych na scenie politycznej to 10, 15, czy co już wydaje mi się nierealne 20, czy 25%, tak, czy siak może realnie liczyć tylko na koalicję lub wieczną opozycyjność i jeśli odrzucimy to drugie jako działanie nieskuteczne (umieszczenie grupy posłów w sejmie, czy radnych w samorządach samo w sobie pod kątem realizacji programu nic nie daje), rodzi się pytanie z kim taka koalicja byłaby możliwa, z kim chce Razem współrządzić Polską?


Obecnie partia ta ma jeszcze mniejszą zdolność koalicyjną niż PiS, który zawsze w zanadrzu będzie miał przynajmniej część kukizowców, do czego oczywiście się nie pali ze względu na osobowość i poglądy ich lidera (oraz ewentualnie PSL jeśli partia ta w lęku przed dezintegracją straci instynkt samozachowawczy). A Razem? Właśnie Ikonowicza macie kochani. I kilku trockistów z PD. Garstkę feministek, gejów i Zielonych. Może trochę organizacji miejskich i NGO-sów. Z całą sympatią do wyżej wymienionych – jakoś tego rządu nie widzę. Realne opcje są tylko dwie: neoliberalne szKODniki (czyli PO/.N/SLD/palikociarnia i podobne środowiska pod jakimkolwiek szyldem) lub właśnie PiS. Nad opcją pierwszą litościwie spuszczę zasłonę milczenia. Naprawdę mam nadzieję, że nikt w Razem nie bierze tego pod uwagę, tym bardziej jeśli krytykuje się Ikonowicza za zakończone przecież z hukiem konszachty z SLD sprzed kilkunastu lat.


PiS to de facto siły narodowowyzwoleńcze o zacięciu solidarystycznym, antykomunistyczne i antylewicowe głównie w sensie symbolicznym i kulturowym, co przecież można zrozumieć ze względów historycznych. Polska jest obszarem o statusie półkolonii na drodze do niepodległości – a uzyska ją wyłącznie jeśli konflikt z międzynarodową finansjerą kontrolującą UE (wystarczy choćby zerknąć na listę płac Goldman Sachs) eskaluje, a PiS zacznie odcinać dreny łączące gospodarkę Polską z rajami podatkowymi, korporacjami i instytucjami globalnych banksterów, odzyska kontrolę nad kluczowymi sektorami lub chociaż je spolonizuje kapitałowo, wprowadzi sprawiedliwą redystrybucję dochodów (pozostawiając niestety niesprawiedliwą strukturę własności) itd. Jest w tym chyba dla Razem strategicznym sojusznikiem? Różnica między antyoligarchiczną, populistyczną, konserwatywną obyczajowo socjaldemokracją (mam na myśli aspekt społeczno-gospodarczy), jaką stał się PiS (i bardzo dobrze) w ostatnich latach (od czasu pogrzebania projektu PO-PiS-u i ścisłego sojuszu z Solidarnością, a może po przeczytaniu przez Kaczyńskiego „Kapitału XXI wieku” Piketty'ego?), a antyoligarchiczną socjaldemokracją liberalną obyczajowo czyli Razem jest chyba jednak mniejszy, niż między tą ostatnią, a neoliberałami z PO, .N, SLD? Stosunek PiS do pieniędzy publicznych i redystrybucji jest fundamentalnie różny od PO i Nowoczesnej głównie przez to, że pisowcy czują się autentycznie obrońcami i gospodarzami Polski, to dla nich święta misja, czują się odpowiedzialni za społeczeństwo i utożsamiają się raczej z tymi, którzy cierpią niż z tymi, którzy ich od 26 lat łupią. Naprawdę nasłuchali się skarg na $ystem. Dla realizacji idei sprawiedliwości społecznej nie zawahają się sięgnąć do pieniędzy z których Polska jest okradana, gdy PO/Nowoczesna/SLD reprezentuje moim zdaniem interesy tych, którzy kradną – od prywatyzacji/reprywatyzacji przez wyłudzenia VAT-u i wszystkie możliwe szfindle finansowe i przetargowe, lichwę i wyzysk po niepłacenie podatków. Na fundamentalnym, moralnym i mentalnym poziomie środowiska Razem i PiS są bardzo podobne (pod kątem duchowym mają nieco inną wersję tego samego archetypu mesjańsko-prometejskiego, najważniejsze jednak że to właśnie on im przyświeca). Akurat lewica powinna chyba rozumieć wtórność nadbudowy kulturowej i pierwsza wyjść z drugorzędnych różnic dla dobra wspólnego, nawet jeśli jeszcze 10 Giżyńskich będzie ich myliło ze stalinistami... Dla organizacji, której lider-nie-przywódca nosi koszulkę z Marksem powinno to być chyba jasne. Nawet jeśli Razem naprawdę przejmuje się Trybunałem Konstytucyjnym (zaangażowałem się przeciwko nowelizacji ustawy o zgromadzeniach, więc mogę to zrozumieć) to zawsze może zacząć takie akcje robić poza KOD-em. Jako, jak czytamy, liczna organizacja, nie będzie z tym miała problemu.


Warto przypomnieć nastrój panujący choćby w środowisku Klubów Gazety Polskiej, w tym wśród publicystów, po debacie przedwyborczej, aż do pierwszej akcji Razem pod sejmem w ekstremalnie ważnym dla PiS momencie. Razem była postrzegana jako grabarz SLD, nowa nadzieja na sensowny układ sceny politycznej, w której lewica to nie postkomuniści i neoliberałowie zblatowani z oligarchią polską i europejską. Jakkolwiek Kukiz na obecnej nieformalnej koalicji, czy jak kto woli przychylnej opozycyjności wobec PiS może realnie stracić, to Razem starannie wybierając różnice nie stanowiące dla PiS casus belli (jak choćby ustawa antyterrorystyczna, prawa kobiet, podatki dla najbogatszych, konopie, większa redystrybucja itp.) tak czy siak zgarnie wszystkich po lewej stronie sceny politycznej poza wymierającymi przecież resztkami elektoratu SLD i niedobitkami Palikota choćby przez swoją obecną i dającą się przewidzieć w najbliższej przyszłości (przez wzgląd na przepaść między Razem, a każdą potencjalną konkurencją pod kątem funduszy) bezalternatywność. Co oczywiste, myśląc o przyszłej koalicji w żadnym wypadku nie należy się tak politykom PiS, jak dziennikarzom i oddolnemu, „demonstracyjnemu” aktywowi partyjnemu kojarzyć z oligarchicznymi szKODnikami (a więc z platformą promującą głównie PO i .N, pobocznie SLD właśnie przez to, że nie ma ambicji – bo nie do tego, tylko właśnie do promocji tych partii ją stworzono - do własnych list wyborczych). Spacery w takim towarzystwie, frustrowanie mikroakcjami ludzi naprawdę ciężko tyrających w biurach poselskich oblężonych petentami do partii rządzącej, czy wspieranie sił postrzeganych przez PiS jako „opcja niemiecka” (myślę o Opolszczyźnie), to działanie w przeciwnym kierunku. Równie dobrze Razem mogłoby wspierać „turystyczne” podróże Nocnych Wilków, albo zrobić jakąś wredną akcję w rocznicę Smoleńska, czy aneksji Krymu. Różnić się można rzeczowo również z przyszłym sojusznikiem, a wroga - i to śmiertelnego - można sobie zrobić z PiS-u bardzo łatwo, zwłaszcza jak się grzebie w ranach. To akurat zrozumiałe.


Jeżeli PiS zdobędzie znów samodzielną większość to nie ma o czym mówić. Gdyby jednak w wyniku jakiś zawirowań, czy to kontrofensywy globalnej oligarchii liżącej rany po Brexicie i Trumpie oraz przygotowującej się (na szczęście dla Polski) do obrony Niemiec i Francji przed siłami prorosyjskimi i antyunionistycznymi, czy np. kolejnego globalnego kryzysu, którego nadejście jest przecież pewne (pytanie kiedy znowu nastąpi), PiS nie zdobył większości nawet z kukizowcami (choć środowisko to jest jednak mentalnie bliższe PiS-owi niż Razem, to sam Kukiz na pewno będzie traktowany z wielką ostrożnością) to tylko taka koalicja ratowałaby Polskę od powrotu neoliberałów, pod tym, czy innym szyldem (PSL zawsze dla PiS-u będzie konkurencją do zjedzenia). Skoro oligarchia może rządzić Niemcami koalicją chadeków i socjaldemokratów, nie widzę powodu dla którego antyoligarchiczna prawica i lewica w Polsce również nie mogła rządzić razem. Mam być może płonną nadzieję, że ani PiS, ani Razem nie okazaliby się w takiej sytuacji ostatnimi... szkodnikami, gdyż byłoby to obiektywnie niekorzystne dla zdecydowanej większości obywateli Polski. PiS stałby się w długim okresie niezagrożoną partią władzy, lawirującą między skrzydłami, których nie ma sensu połykać – skrajna prawica jest zbyt obciążająca wizerunkowo, rdzenni kukizowcy niekontrolowalni, a lewica w jakiejkolwiek formie po prostu niestrawna. Być może taka koalicja mogłaby nawet zmienić konstytucję w kluczowych dla obywateli sprawach jak referenda, bez których obligatoryjności nie można mówić tak naprawdę o demokracji, a co najwyżej o demokracji oligarchicznej (w której mamy jedynie prawo by co 4 lata wybrać sobie nadzorców), czy urealnienie wolności ekonomiczno-życiowej przez wprowadzenie Dochodu Podstawowego/Minimalnego Dochodu Gwarantowanego. Może nawet udałoby się wykorzystać państwo do obudzenia społeczeństwa i masowej, mentalnej przemiany w coś bardziej... ludzkiego. Czyli zrobić krok dalej niż Wenezuela. Kto wie.


Popychanie, a nawet szarpanie PiS-u w dobrym kierunku mogłoby być historycznym sukcesem Razem jako mniejszościowego koalicjanta, daleko większym niż działalność Podemos, bo przekładającym się na konkretne ustawy i budżet państwa. Podgrzewanie nastrojów „roszczeniowych” (czytaj: przekonania ludzi, że jak się ich bez pytania o zgodę rodzi i wtłacza przemocą w ramy społeczne oraz zmusza do pracy z których największe profity mają ci, którzy sami często nie pracują, a przynajmniej nie muszą, to coś się w zamian w XXI wieku jednak należy), rozbudzenie apetytu na jeszcze większy, sprawiedliwy kawałek tortu przy (referendalnym) stole decyzyjnym, a nie okruchy pod stołem z decydowaniem co 4 lata kto je będzie rzucał wspierałoby egalitarny, redystrybucyjny kierunek PiS i przysłużyłoby się pracującym i bezrobotnym Polakom bardziej niż spacery z ich wrogami. Ugruntowanie postaw solidarystycznych, przynajmniej pod kątem polsko-trybalistycznym, bo na masowe pogłębienie empatii i świadomości gatunkowej trzeba będzie jeszcze pewnie poczekać, przy odpowiedniej konstelacji długofalowo byłoby może korzystniejsze nawet niż rewolucja boliwariańska w Wenezueli, której dogorywanie, na własne życzenie kunktatorskich przywódców, może przynieść Sprawie w tym kraju więcej złego, niż dobrego – gdy po niestety bardzo prawdopodobnym upadku Maduro i zwycięstwie neoliberałów rynek „cudownie” się uzdrowi, czyli siły, które go zrujnowały przestaną Wenezuelę dusić, może to odwrócić ludność od idei egalitarnych na bardzo długo. Jedno jest pewne: Kaczyński na miejscu Maduro działałby znacznie bardziej zdecydowanie i skutecznie.


Oczywiście można utyskiwać na autocenzurę, kompromisowość, pragmatykę polityczną. Jako, że jestem święcie przekonany, że można (i trzeba!) zmienić nie tylko Polskę, ale cały globalny $ystem, nie będę nikogo oskarżał o utopijność, czy idealizm. Rzecz w tym, że w formule partyjnej, tu i teraz, takie właśnie działanie będzie dla Razem strategiczne najkorzystniejsze. Z kolej powrót unionistyczno-banksterskiej oligarchii reprezentowanej przez PO, .N, SLD i PSL jest największym zagrożeniem dla społeczeństwa polskiego, a już zwłaszcza dla najuboższych, bronionych przez lewicę warstw. Większym, niż nowa, patriotyczno-solidarystyczna oligarchia tworzona przez PiS, bo do tego rzeczywiście sprowadza się przejmowanie Polski przez to plemię bez urealniania demokracji. Umówmy się jednak, że tacy są z PiS-u faszyści jak z Razem bolszewicy. Jedyną realną szansą dla Razem na realizowanie swojego programu w horyzoncie 7-11 lat jest uczestniczenie w rządach tej powiedzmy solidarystycznej alter-oligarchii jako jej mniejszościowy składnik. Z jednym, dwoma, trzema ministerstwami, możliwością częściowej realizacji programu, kucia kadr, sprawdzania idei w praktyce. To naprawdę więcej niż wychodzicie spacerując z KOD-em. Jest źle, ale miejmy nadzieję nie jest jeszcze za późno, choćby po Ziobrze i Kurskim widać, że Kaczyński może i nie zapomina, ale potrafi się wznieść ponad przeszłe konflikty jeśli jest to dla niego użyteczne. Naprawdę warto już teraz zastanowić się nad przyszłością w kontekście skuteczności działania i przestać budować niepotrzebne mury, zwłaszcza, że przy mentalności polskiej klasy politycznej ich zburzenie może być potem naprawdę trudne. Zawód polityka to także odpowiedzialność za ogół nawet kosztem schowania ego do kieszeni, jak się jest „lewackim” politykiem – tym bardziej, tak mi się przynajmniej wydaje.


Z anty$ystemowym pozdrowieniem,

Marcin Janasik

Jestem politologiem (spec. marketing polityczny), zajmuję się koordynacją kampanii społecznych, projektów edukacyjnych i kulturalnych, organizowaniem protestów, zarządzaniem organizacją, planowaniem strategicznym i PR, prowadzę także wykłady, warsztaty i szkolenia związane z aktywizmem obywatelskim. Od 1997r. działam w ruchu alterglobalistycznym, od tamtego czasu uczestniczyłem w największych protestach polskich i europejskich. W latach 2005-2012 pełniłem funkcję prezesa zarządu Stowarzyszenia "Lepszy Świat" (www.lepszyswiat.org.pl) i koordynowałem największe kampanie tej organizacji ("Solidarni z Tybetem", "Solidarni z Palestyną", "Klimat Teraz", "Lepszy Poznań", "Aktywny Obywatel"). Obecnie pełnię funkcję prezesa zarządu Fundacji Przebudzenie (www.fundacjaprzebudzenie.pl). Pod kątem ideowym określiłbym się jako lewicowy patriota, centrowy "obyczajowo" alterglobalista-niepodległościowiec, ekohumanista i progresywista:) Lepszy Świat - jest możliwy! Życzę przyjemnej lektury i zapraszam do dyskusji:) kontakt: fundacjaprzebudzenie@gmail.com Starsze teksty: www.lepszyswiat.salon24.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka